Furia
|
|
« Odpowiedz #1 : Listopad 10, 2012, 13:07:48 » |
|
[Vanessa] Lekko spięta weszłam na placyk. Usiadłam na pobliskiej ławeczce i zaczęłam rozmyślać. Po chwili usłyszałam cichy warkot, a raczej pomruk, silnika. Po chwili moim oczom ukazało się srebrne volvo, a za nim oczywiście końska przyczepa. Ktoś w środku tłukł się niemiłosiernie. Jake zaparkował samochód i wysiadł z niego. Położyłam toczek i palcat i podeszłam do niego. Zauważyłam, że również jest spięty tym spotkaniem. - Jacob! - przywitałam się radośnie, zarzucając mu ręce na szyję. Odwzajemnił uścisk. - Nessie. - uśmiechnął się. Bardzo się zmienił. Był już mężczyzną, nie chłopcem. Hałas w przyczepie wzmógł się na tyle, abyśmy nie mogli rozmawiać. Zaśmiałam się nerwowo i powiedziałam, przekrzykując harmider: - Maggie? - O tak...! - Jake również się zaśmiał. Podeszłam do przyczepy i delikatnie otworzyłam jej drzwi, zaglądając do środka. Karo-srokata klacz wierzgała ostro, próbując uwolnić się z czterech uwiązów. - Trzeba było dać jej środki uspakajające. - mruknęłam. - Dostała podwójną dawkę. - wyjaśnił szybko Jacob. - Hm. Rzeczywiście się nie zmieniła. - powiedziałam głośno i powoli weszłam do Maggie. Nie zważając na próby ugryzienia bądź kopnięcia mojej osoby, zaczęłam powoli odplątywać jeden uwiąz po drugim. Z kieszeni wyjęłam linkę Evansa, którą mi powierzył i zamieniłam pozostałe uwiązy na ten jeden. Był mocny, a Maggie nie mogła go przerwać. Uśmiechnęłam się zadowolona i rozkazałam Jacob'owi: - Odsuń się, wychodzimy. - Że co...? Ona nigdy... - nie zdążył dokończyć, bo odwróciłam głowę w kierunku klaczy. Odsunął się pospiesznie. - Cisiii... - przemówiłam łagodnie do konia. - Powoli... Chodź... Nadal szarpiąc się i wyrywając, klacz wyszła z przyczepy. Poklepałam ją po szyi, pomimo ukąszenia w dłoń. Jake spojrzał na mnie zaskoczony, ale nic nie powiedział. Zaczęłam chodzić z Maggie po placyku. Wierzgała i stawała dęby przez dłuższy czas, ale to na nic. W końcu zaczęła się słuchać. Szła spokojnie i powoli, wciąż jednak od czasu do czasu fikając barany. Pogładziłam ją po pysku i szepcząc: - Za mną. Ruszyłam w obranym przeze mnie kierunku.
|